Pobudka z rana żeby zdążyć przed korkami. Niby dzień wcześniej się odprawiliśmy, ale stresik był.
Udało się nam dotrzeć na 8, więc mieliśmy ponad godzinę zapasu =)
Kupiliśmy trochę prezentów ;) dla Kikiego i jego rodziny i grzecznie załadowaliśmy się do airbusika. We Frankfurcie byliśmy o czasie i przez półtorej godziny wałęsaliśmy się po lotnisku. Z ciekawostek przypadły nam bardzo do gustu rowery, którymi można się było poruszać po lotnisku i melexy którymi wożono ludzi.
Zaniepokoiliśmy się nieco w autobusie - ludzi mało, raptem kilkanaście osób... Potem jeździliśmy po całym lotnisku i okazało się, że nasza puszka konserwowa stoi na samiutkim koniuszku.
Miła niespodzianką było to, że nie było pełnego obłożenia i mogliśmy sobie zając dodatkowe miejsca. A mała ilość osób w naszym busiku wynikała z tego, że pierwsza partia osób pojechała wcześniej :)
Podróżowaliśmy Airbusem A340-600 który był w miarę nowy. Obsługa miła, masa filmów do wyboru, więc lot zleciał dosyć szybko.
Nieprawdopodobne było wrażenie niekończącego się dnia ;) Można wręcz powiedzieć, że na trochę zatrzymaliśmy się w czasie i napawaliśmy się słońcem =)
Po lądowaniu w strugach deszczu, odczekaliśmy cierpliwie godzinę w kolejce do celników. Każde z nas stanęło przy innym okienku. Gdy się spotkaliśmy, na szczęście coś nas tknęło i sprawdziliśmy pieczątki. Okazało się, że mimo deklaracji pobytu 32 dni, Sylwii wpisano 30 dni. Szybko naprawiliśmy problem i poszliśmy po bagaż. I tu pojawił się pierwszy schodek - na lotnisku ciężko było się dogadać po angielsku, ale daliśmy radę w międzynarodowym języku - na migi ;)
Okazało się jednak, że czeka nas jeszcze jeden sprawdzian - odnajdywanie się w chaosie na postoju taksówek..
Kolejka była dłuuuuga, gdzieś nikła i gdzieś się nagle pojawiała. Nie mówiąc już o tym, że ludzie przemieszczali się w niej w tajemniczy sposób. Po 2 godzinach udało nam się dorwać rozklekotane auto do którego mogliśmy się załadować.
W końcu po przejechaniu wielu rzek kałużowych i dziwnych zakamarków odstawiliśmy rodziców do hostelu i sami dotarliśmy do Kikiego. Tutaj już nas ostro dopadło zmęczenie i szybko padliśmy spać =)