Udało nam się wrócić idealnie na czas, a rzeczy wyschły nam w drodze powrotnej. Czekając w kolejce poznaliśmy część rodziny Kikiego i po chwili weszliśmy na salę. Kiki pasjonuje się tangiem i razem ze swoją grupą dają pokazy. Oprócz nich występowały jeszcze 4 inne grupy. Obejrzeliśmy grupę teatralną, taniec nowoczesny, taniec regionalny z wybrzeża pacyfiku, taniec afrykański oraz usłyszeliśmy bardzo fajny chór. Pokaz Tanga był genialny, ale to taniec afrykański taniec porwał publiczność. Dosłownie, bo tancerze powyciągali w pewnym momencie publiczność i zaczęła się wielka impreza =) Oklasków nie było końca. Po rozejściu się widowni udaliśmy się na raut. Ponieważ odbywał się na ostatnim piętrze, mieliśmy przepiękny widok na skąpaną w nocnym świetle Bogotę. Muzycy wyciągnęli znowu sprzęt i zaczęła się zabawa, podczas której uczono nas tańca narodowego Kolumbii.
Uciekamy do domu po godzinie, aby się szybko przebrać i skoczyć na salsę. Miejsce znajdowało się mocno na południu w mało ciekawej dzielnicy, ale okazało się hitem. Nazywało się El Paladium i prowadzone jest przez starszego gościa Javiera, którego pasją jest Salsa. Lokal nie jest duży, a właściciel ceni sobie kontakt z gośćmi, więc po wejściu przyszedł się przywitać i przedstawić. Lokal urządzany jest tak, że całe ściany obwieszone są fotografiami klasyków salsy. Javier puszcza muzykę z winyli i kompaktów. Tych pierwszych ma niewyobrażalną dla mnie ilość i nie wiem jak on się w tym orientuje. Bardzo się ucieszył z gości z Polski i nie omieszkał oznajmić tego wszystkim w klubie puszczając jednocześnie Polkę =) W przerwach pomiędzy zmianami płyt zagadywał ludzi różnymi anegdotami. Goście natomiast dogrywali do muzyki grzechotkami, bębenkami i wyznaczali rytm charakterystycznym instrumentem. Ja natomiast musiałem pilnować Sylwii, bo każdy chciał zatańczyć z blond pięknością potrafiącą tańczyć salsę =)
Ponieważ o 12 zaczęły urodziny Kikiego zaśpiewaliśmy mu sto lat i uczciliśmy to kolejkami kolumbijskiej wódki z anyżkiem. Potańczyliśmy jeszcze godzinkę i wróciliśmy do domu, bo już padaliśmy z nóg.