Na szczęście udało nam się nieźle pospać w autobusie, więc nie wyglądaliśmy jak zombie, gdy weszliśmy do mieszkania rodziców Kikiego. Czekało na nas wypaśne śniadanie, do którego podana była świeżutka arepa.
Następnie postanowiliśmy zwiedzić piękny ogród botaniczny ( http://www.jardinbotanicoquindio.org ), który szczyci się swoim motylarium. Zobaczyliśmy tam też wiele odmian palm, masę ptaków i leniwce =) Jednak to motyle zrobiły na nas zdecydowanie największe wrażenie. W drodze powrotnej do Armenii (ogród znajduje się w sąsiednim miasteczku – Calarce ) zajechaliśmy na indiański przysmak. Zrobiony jest sfermentowanego mleka z dodatkiem ziół. Wygląda jak biała pianka i ma cierpki smak. Dostaliśmy na spróbowanie po pół szklaneczki różnych wariacji. Najbardziej smakowała nam żółta odmiana z dodatkiem alkoholu i cukru. Co ciekawe to była bezpłatna próbka, dopiero potem zamówiliśmy właściwe porcje. Lokalną tradycją jest możliwość poproszenia o bezpłatną dolewkę tego specyfiku. Dostaje się wtedy jeszcze połóweczkę szklanki, a czasem nawet prawie całą ;) Po zapłaceniu rachunku właściciel przyniósł jeszcze po serowym ciasteczku. Klasę podkreślili na sam koniec. Ggdy wychodziliśmy zaczęło strasznie padać, a właściciel z kelnerem podnieśli parasole ogrodowe i zrobili nam drogę do auta, więc wsiedliśmy sobie do środka susi. Należy pamiętać, że była to malutka knajpka przy drodze, a za wszystko zapłaciliśmy 25 zł… =)
Gdy wróciliśmy do domu czekała na nas już prawdziwa uczta – sałatka owocowa na początek, a później sałatka warzywna. Następnie było danie główne charakterystyczne dla tego regionu – wołowinka z ziemniakami i kukurydzą oraz świeżym platano. Po tym miał być jeszcze deser, ale już nie daliśmy rady. Po czymś takim obowiązkowa była siesta, po której w ramach relaksu wyruszyliśmy na basen, jacuzzi i saunę. Super było się kąpać w basenie podczas deszczu, a następnie grzać tyłek w ciepłej wodzie jacuzzi oglądając panoramę Armenii =) Po dniu pełnym przygód padliśmy jak muchy.