Geoblog.pl    kiesiaki    Podróże    Kolumbia 2010    Ciężka praca na plantacji kawy i relaks w wodach wulkanu
Zwiń mapę
2010
21
lis

Ciężka praca na plantacji kawy i relaks w wodach wulkanu

 
Kolumbia
Kolumbia, Santa Rosa de Cabal
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12540 km
 
Rano zerwaliśmy się wcześnie, aby zdążyć zwiedzić park póki będzie słońce. Z naszych obserwacji wynikało, że słońce utrzymuje się do godziny 13-14. Następnie się mocno chmurzy i potrafi padać przez kilka godzin. Mieliśmy kawałek do przejechania, ale na szczęście udało się w ciągu niespełna godziny dotrzeć na miejsce.

Na parkingu spotkaliśmy auto na szwajcarskich rejestracjach. Okazało się później, że to starsze małżeństwo Szwajcarów podróżuje od lutego po Ameryce Południowej. Mam nadzieję, że w ich wieku będziemy jeszcze mieli chęci i siłę na takie wyprawy =)
Plantacja kawy, na którą przyjechaliśmy, specjalizuje się w pokazywaniu turystom jak wygląda hodowla tych nasion i jak na przestrzeni wieków zmieniał się sposób ich obróbki. Na początku zobaczyliśmy, a niektórzy nawet przymierzyli, stroje zbieraczy na różne warunki atmosferyczne. Następnie dowiedzieliśmy się, że wśród zbieraczy istniały jeszcze trzy podgrupy:
- szeregowi zbieracze,
- zbieracze, których dodatkową funkcją było zwoływanie reszty na orzeźwiający napój, który składał się z wody z lodem, cytryną, cynamonem i cukrem,
- starsi zbieracze, którzy sprawdzali czy poszczególni zbieracze wybierają dobrej jakości ziarna.

Oczywiście starszym zbieraczem został tata ;) Po tym krótkim wstępie, każdy dostał swój kosz i ruszyliśmy w krzaki kawy. Należało wybrać tylko czerwone owoce, im bardziej czerwone tym lepiej. Krzaki nie są za wysokie, więc nie było to trudne zadanie. Gdy zostaliśmy wezwani na napój okazało się, że dziewczynom zbieranie poszło znacznie lepiej niż reszcie ;)

Po tym jak zebraliśmy już nasze nasionka zobaczyliśmy jak je możemy wyłuskać z łupinek. Od sposobów prymitywnych sprzed wielu lat, gdy używało się do tego kamienia, przez młynek aż do nowoczesnych metod. Lokalną ciekawostką był rower sprzężony z łuskarką =)

Po tym, gdy uzyskamy już ziarenka, należy je wysuszyć na słońcu. Służą do tego specjalne platformy, dzięki którym można ochronić ziarenka przed deszczem poprzez przesuwanie ich jedną pod drugą. Gdy kawa jest już wysuszona, pozostaje ją wypalić a potem zaparzyć. Ostatnia czynność to wręcz ceremonia.

Woda musi być doprowadzona do wrzenia, a następnie chwilę wystudzona. W tym samym czasie należy w gorącej wodzie trzymać filiżanki, które będą używane do picia, filtry oraz resztę akcesoriów używanych do zaparzania kawy. Gdy woda jest gotowa, wlewamy ja poprzez ogrzany filtr z wsypaną już do niego kawą do naczynia, w którym zaparzamy kawę. Po paru minutach jest gotowa do spożycia. Należy jednak pamiętać, że w taki sposób można zaparzać tylko kolumbijską kawę. Jest ona drobniejsza i delikatniejsza niż z innych krajów. Powód jest dosyć prosty – tylko kawa z Kolumbii, Kenii, Tanzanii, Ekwadoru oraz Meksyku jest oddzielana od skórki, dlatego po zmieleniu jest drobniejsza.

Po degustacji kawy, wskoczyliśmy w lokalne ciuszki i mogliśmy poszaleć po farmie. Jakiś kolo z konkurencyjnej farmy obraził mamę mówiąc, że jej spinka jest brzydkiego koloru. Tata nie miał więc wyjścia – wyciągnął maczetę i stłukł brzydala. Potem zostało już tylko zrobić sobie rodzinne fotki i uciekać przed deszczem, który się właśnie rozkręcał.

Na drugą część dnia zaplanowaliśmy chill out w gorących źródłach przy wulkanie. Ponieważ są one oddalone o godzinę drogi od Armenii, nie jedliśmy obiadu w domu. Razem z rodziną Kikiego, która pojechała z nami do źródeł, zjedliśmy obiadek w przydrożnej knajpie, którą lubią odwiedzać. Spróbowaliśmy kiełbasek chorizo, wołowiny, kurczaka, lokalnej odmiany arep. Wszystko było pyszne i wyszliśmy z knajpki czkając ;)

Przed wyjazdem dowiedzieliśmy się, że w Kolumbii jest na praktykach koleżanka naszej znajomej. Zabraliśmy więc dla niej trochę rzeczy. Ola mieszka w Menizales, które jest całkiem blisko wód termalnych. Zanim więc tam dojechaliśmy, spotkaliśmy się w Santa Rosa. Miło było spotkać Olę i chwilę pogadać. Tym bardziej, że sprawiliśmy jej dużą radość paczkami z Polski ;) Kiki i jego tata zostawili Oli kontakt do siebie na wypadek gdyby potrzebowała pomocy. Ola zostanie w Kolumbii do lipca... Szczęściara =)
Ruszyliśmy w dalszą drogę, bo była godzina 17 i już się powoli ściemniało. Droga do źródeł w pewnym momencie z asfaltu przeszła w szuter i zrobiło się klimatycznie. Tym bardziej, że widać już było w oddali wodospady =)

Ku naszemu szczęściu okazało się, że nie było tłoku. Nasza radość była jeszcze większa, gdy zauważyliśmy, że woda nie wali siarą (zgniłym jajem innymi słowy). Na miejscu znajdują się trzy baseny połączone ze sobą małymi przejściami. Do pierwszego wpływa woda z wnętrza wulkanu. Jest ona bardzo gorącą. W drugim znajduje się woda lekko schłodzona zimnym potokiem. W trzecim jest woda letnia. Jednak aby za szybko nie znudzić się i nie przyzwyczaić do temperatury wody stworzono platformę. Znajduje się ona pod wodospadem z wodą z lodowca na szycie wulkanu. Dzięki temu zimnemu prysznicowi nawet woda z ostatniego basenu parzy ;)
Moczyliśmy się dobre dwie godziny, sącząc lokalny rum =) Niestety następnego dnia musieliśmy być przed 7 na lotnisku, więc musieliśmy wracać. Wisienką na sam koniec był widok miasta Pereria w nocy, gdy zjeżdżaliśmy do doliny, w której leży to miasto. Widok powalał pięknem i na pewno na długo go zapamiętamy. Pozostało już tylko się spakować i spróbować złapać trochę snu przed nowym tygodniem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (38)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Mamuch
Mamuch - 2010-12-01 11:37
Hmm...Czyżby dostawa nowych białych niewolników?Najbardziej podoba mi się niewolnica w białej chuście!
 
 
kiesiaki

Sylwia i Przemek Kiesio
zwiedzili 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 65 wpisów65 26 komentarzy26 478 zdjęć478 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
13.11.2012 - 26.11.2012
 
 
13.09.2011 - 13.09.2011
 
 
08.09.2011 - 13.09.2011