Po kolejnych 3 godzinach lotu byliśmy w Polsce. Pogoda nas zaskoczyła. Może nawet nie tyle co zaskoczyła, ale trochę przeraziła. Gdy zniżaliśmy się do lądowania, to cały czas widzieliśmy za oknem potworną mgłę i śnieg, który mocno sypał. W pewnym momencie myśleliśmy, że już wylądowaliśmy w tych warunkach, ale okazało się, że to tylko pilot wysunął koła :) W końcu znów wylądowaliśmy, ale tym razem już w Warszawie. Niestety musieliśmy spędzić w samolocie jeszcze parę minut, bo okazało się, że drzwi zamarzły i nie można było ich otworzyć. Pomoc techniczna polewała je wodą i jak wychodziliśmy, to musieliśmy uważać, aby się nie poślizgnąć ;) Całe szczęście wyszliśmy do rękawa, bo mimo to nawet powitał nas niezbyt przyjemny mroźny powiew ;) Znów musieliśmy poczekać na nasze wszystkie bagaże i wyszliśmy na zewnątrz, gdzie wiało, padał śnieg i był mróz. Cała czwórka zgodnie stwierdziła, że kolumbijski klimat był o wiele przyjemniejszy :) Do domu jechaliśmy wolno, niestety śnieg uniemożliwiał szybszą jazdę. Po godzinie byliśmy w końcu we własnym mieszkaniu i nareszcie mogliśmy wyspać się we własnym łóżku :D