Wylądowaliśmy :) Z lekkim opóźnieniem, ale w końcu byliśmy na miejscu. Szybko przeszliśmy przez lotnisko i jak dotarliśmy do bagażu, to nasze plecaki już na nas czekały :D Zatem zabraliśmy je i poszliśmy w stronę kolejki, aby dojechać do centrum. Musieliśmy się chwilę pogłowić, aby obsłużyć automat z biletami, ale po chwili były one już nasze :) Kolejka przyjechała po ok. 10 minutach, więc zajęliśmy wygodne miejsca i ruszyliśmy. Co ciekawe, po około minucie, może dwóch przyszedł do nas konduktor, aby sprawdzić bilety :D Jechaliśmy jakieś 20-30 minut i wysiedliśmy na Wien Nord-Praterstern, a stamtąd udaliśmy się w stronę domu, w którym mieliśmy nocować u Lotty z CS :D Szybko znaleźliśmy okolicę, ale niestety gorzej było z domem, ale po chwili okazało się, że Lotta zrobiła błąd i w mailu napisała 2 zamiast 3 :P Całe szczęście Przemek zorientował się, który to jej blok, jak zobaczył ekipę budowlaną (Lotta wspominała, że kończy remont) :) Przywitaliśmy się, zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy w miasto :)
Naszym pierwszym celem był Belvedere. Dotarliśmy tam tramwajem. Po drodze zjedliśmy drugie śniadanko w jednej z wielu tureckich knajpek, jakie można znaleźć w Wiedniu. W Belvedere chcieliśmy zobaczyć ogrody i oranżerię. Niestety nikt nam nie powiedział, że tam oranżeria to nie jest to samo, co my przez nią rozumiemy, więc wydaliśmy po 7 euro, aby pooglądać obrazy w Muzeum Sztuki Średniowiecznej, które niezbyt się nam podobały. Całe szczęście komnaty były przepiękne, więc trochę nadrobiły ;) Pospacerowaliśmy też po ogrodzie, który również bardzo nam się spodobał i po jakiś 2 godzinach wróciliśmy bliżej centrum, aby przejść się brzegiem Kanału Dunajskiego i dotrzeć do Hundertwasser-Haus.
Szliśmy sobie zwyczajną uliczką i nagle naszym oczom ukazał się Hundertwasser-Haus, czyli dom komunalny z 50 mieszkaniami, który jest bardzo kolorowy, a każde jego okno wygląda zupełnie inaczej, podobnie zresztą jak balkony, kolumny, wieżyczki, nie mówiąc już o wszędzie rosnących drzewach. Takie dziwadło architektoniczne wśród przepięknych, zdobionych kamienic.
Po obejrzeniu Hundertwasser-Haus przespacerowaliśmy na Pater, gdzie obeszliśmy całe wesołe miasteczko :D Niestety żadna atrakcja nie przekonała nas w 100%, aby z niej skorzystać, ale Przemek wygrał maskotkę-tygryska w rzucaniu piłką do puszek :P Przed wejściem na Prater dotarliśmy do Planetarium, które niestety było zamknięte, ale za to przed nim był ogromny globus, którym mogliśmy się trochę pobawić :P
Po kolejnych kilku godzinach chodzenia skusiliśmy się na diabelskie koło :D Czyli 10 minut "jazdy" z prędkością 2,7 km/h po ogromnym okręgu, z którego mogliśmy podziwiać przepiękną panoramę miasta :) Najwyższy punkt Riesenrad znajduje się na wysokości 64,75 m nad ziemią, więc było na co popatrzeć z góry :)
Po długim i wyczerpującym dniu wróciliśmy koło 20 do domu Lotty, trochę pogadaliśmy przy gorącej herbacie i padliśmy spać :)