Po kilku dniach odpoczynku od zgiełku miasta, wybraliśmy się obejrzeć Santa Martę.
Dojazd do niej z Tagangi odbywa się malutkimi busikami za śmieszną kwotę 1,5k pesos.
Wysiąść możemy w dowolnym momencie. My skorzystaliśmy z wysiadki w samym centrum Santa Marty.
Chcieliśmy się dowiedzieć gdzie jest dworzec autobusowy i jakimi liniami możemy dojechać do San Gil.
Biuro turystyczne znajduje się na przeciwko kościoła, na pierwszym piętrze.
Oczywiście nie jest oznaczone nijak ;) Była nawet jedna osoba starająca się mówić po angielsku.
Jak zwykle udało się dogadać w międzynarodowym języku migowym. Dostaliśmy nawet anglojęzyczny przewodnik po Kolumbii.
Potem wałęsaliśmy się po mieście, oglądając starówkę, muzeum złota. W przerwach zachwycaliśmy się przepyszną kawą w Juan Valdezie.
W przewodnikach wyczytaliśmy o dużym bazarze na którym można kupić prawie wszystko ;)
Rzeczywiście teren zajmowany przez bazar jest duży. Jest podzielny na kilka części. My zaczęliśmy od części warzywnej, przechodzącej w rybną a kończącą się na świeżym mięsie wiszącym na hakach.
W odnogach można odnaleźć ciuchy i szpargały. Jednak ciuchy były masówką z chin i nie znaleźliśmy nic z wyrobów Indian.
Po kilku okrążeniach odkryliśmy ciąg sklepików z indiańskimi wyrobami po drugiej stronie ulicy. Tam kupiliśmy sobie przepiękne misy do zup i kilka rękodzieł.
Aby odpocząć podjechaliśmy na plaże, ale okazała się brzydka i brudna więc po krótkim spacerze zobaczyliśmy jeszcze co można by ciekawego nabyć w lokalnych sklepikach dla turystów.
Upolowaliśmy trochę koszulek w stylu Homera Valdeza, zrobiliśmy zakupy w markecie i wróciliśmy do Tagangi.