Dzień zaczęliśmy spokojnie. Śniadanie o 9, dzięki czemu mogliśmy odespać podróż. Śniadanie okazało się równie obfite jak obiad - owoce, sok z owoców, grzanki i do tego jajecznica. No i oczywiście deser - francuskie tosty z cynamonem i miodem.
Tak najedzeni ruszyliśmy na plażing. Plaża bardzo fajna - ładny piasek, palmy dające cień. No i orzeźwiający wiatr znad morza. Dzięki czemu nie zauważyliśmy, że się spiekamy. O 13 ktoś trzeźwo zwrócił uwagę, że powinnyśmy się schować w cieniu. Wróciliśmy do pokoju , aby zostawić rzeczy i pójść wymienić pieniądze i rozejrzeć się po okolicy.
Znaleźliśmy też supermarket dla tubylców przy głównej drodze, dzięki czemu ceny były o 1/3 niższe niż w sklepach dla turystów.
Chcieliśmy znaleźć terminal Viazula, aby sprawdzić połączenia do Hawany. Jednak zaczęliśmy kluczyć po uliczkach oglądając mniej turystyczne Varadero i zrobiło się na tyle późno, że trzeba było wracać. Jeszcze krótkie leżakowanie na plaży i powtórka obiadu z poprzedniego dnia.
Po obiedzie rozmawiamy sobie z właścicielem przy mojito.
Okazuje się, że jeszcze kilka lat temu był trenerem kadry narodowej Kolumbii w piłce wodnej. Trenował też wiele klubów, z którymi zdobywał mistrzostwa. Podróżował po całym świecie. Choć niestety do Polski nie zawitał. Po rozmowie idziemy na spacer po Varadero.
Podsumowanie wydatków:
Śniadanie -
Obiad - 10 CUC
Woda 1,5l -
Soczki 0,25l -
Churros - 5 CUP
Mojito u gospodarza - 1,5 CUC