Z rana udaje mi się pobiegać. 8 km po plaży to super sprawa, ale następnym razem jednak muszę założyć buty ;)
Znowu przepyszne śniadanie o 9 i można wytapiać tłuszcz na słońcu. Tym razem pamiętamy o zniknięciu zanim będzie 12. Wybieramy się do pobliskiego parku na spacer. Okazuje się, że jest o wiele większy niż myśleliśmy. W trakcie zwiedzania robimy sobie postój na Mojito i na Pina-Coladę. Huśtawki dla dzieci i basen wyglądają bardziej na scenerię z Czarnobyla, ale może to po prostu komunizm...
Obchodzimy dookoła staw w parku i wracamy poleżakować jeszcze na plaży. W końcu trzeba połapać nieco słońca. Wieczorem obiad. Znowu ciężko go przejeść. W ramach odpoczynku wybieramy się na spacer. Idziemy zobaczyć auto, którym mamy jechać do Hawany. Rodzice, idąc rano do terminala autobusowego, zostali zaczepieni przez wesołego pana, który zaoferował, że zawiezie nas za 50 CUC do Hawany. Podróżować mieliśmy starym, czarnym Dodgem. Wygląda na zadbany, choć cholera wie jaki jest stan bebechów auta w wieku mojego taty ;)
Zaopatrzywszy się w lokalną colę, rum i soki wracamy strzelić sobie partyjkę Carcassonne.
Pina Colada - 3 CUC
Mojito - 3 CUC
Noclecg - 30 CUC
Obiad - 10 CUC
Śniadanie - 5 CUC