Zaraz po śniadaniu pędzimy z Sylwią do hotelu, aby wypożyczyć auto i posiedzieć nieco na necie, nie wiadomo kiedy znowu będzie okazja.
Jest Wi-fi, więc super, będzie można posprawdzać poczty i przy okazji wrzucić co nieco na bloga.
Niestety nie możemy się zalogować do sieci. Pani z obsługi nie ma pojęcia o co chodzi i proponuje nam komputer stacjonarny. Prędkość internetu jest porażająca. Mniej więcej jak 10 lat temu u nas na modemie działającym na linii telefonicznej.
Ledwo udaje nam się sprawdzić skrzynki pocztowe.
Sprawdzamy zegarki, jesteśmy już 30 minut w plecy z czasem. W wypożyczalni czekamy na naszą kolej i po wypełnieniu papierkologi i pobraniu opłat z karty ruszamy błękitną Kią Picanto. Ma skrzynię automatyczną, więc będzie nieco śmiesznie - muszę się pilnować z hamowaniem. Dojeżdżamy do Sarity i zaczyna się najlepsze - pakowanie naszych tobołów do mikrusa. Po kilkunastu minutach gimnastyki udaje się. Choć zarówno my jak i przechodnie nie do końca wierzyliśmy, że się uda =)
Nieco kłopotów mamy z wybraniem pieniędzy z bankomatu. Mimo obrazka Mastercard, nie możemy wybrać pieniędzy z mBanku ani Polbanku. Dobrze, że mamy jeszcze Visę w Millenium.
Zaopatrzeni w mini mapę ruszamy w kierunku Vinales. Chcemy jechać drogą wzdłuż morza, a nie autostradą, więc musimy jechać nieco na czuja. Ale bez większych problemów, trzymając się w miarę blisko morza, opuszczamy Hawanę i kierujemy się na Baja Honda.