Mama namawia nas na przejażdżkę konną po dolinie.
Oprócz niej wszyscy podchodzimy do pomysłu raczej sceptycznie. Ale dajemy się w końcu namówić.
Jemy wcześniej śniadanie, po którym wpada po nas jakiś dziadzio i prowadzi w nieznane. Dodam, że między śniadaniem a końmi robimy szybką przeprowadzkę do innego domu. Na szczęście jest on na przeciwko naszego, więc nie trzeba się specjalnie męczyć.
Po kilku minutach marszu, pan wyprowadza nas poza miasteczko. Nad rzeczką czekają na nas konie i kowboj. Krótka instrukcja dotycząca prowadzenia koni i ruszamy przed siebie. Wycieczka trwa około ę4 godzin. Konie rzeczywiście są nieźle wytresowane, choć parę razy mój koń zaczął kłusować, gdy mija nas inna grupa. Za pierwszym razem jestem ostro przerażony, ale poczciwy kowboj tłumaczy jak mam zatrzymać konia. Przy okazji opowiada nam o mijanych co chwila plantacjach wszelkich warzyw i owoców - ananasów, mango, malangi, trzciny cukrowej czy tytoniu. Jako że jesteśmy w zimie to zbiór tych fajniejszych już się skończył. Widać natomiast wściekle zielone listki tytoniu. Ponieważ chcemy zobaczyć jak wygląda proces wytwarzania cygar, nasz przewodnik zabiera nas do jednej z wielu w tej dolinie rodzinnych poletek.
Konie mają odpoczynek, a my słuchamy o tym jak zbierany jest tytoń, gdy dojrzeje. Następnie jest on suszony. 90% uprawy idzie dla państwa. 10% zostaje dla rolnika. Ciekawe czy to prawda.
Z tych 10% rolnicy mogą sami stworzyć cygara co oczywiście nam pokazali. Nie wygląda to na specjalnie trudne zadanie. Trzeba tylko pamiętać, że należy usunąć łodyżkę z liścia, gdyż zawiera ona 70% nikotyny. Potem rolujemy odpowiednie warstwy, owijamy w zewnętrzny liść i gotowe.
Słuchamy i oglądamy to wszystko popijając z orzechów kokosa miksturę o wdzięcznej nazwie Coco loco, na którą składa się mleko kokosowe i rum.
Potem wskakujemy na konie i ruszamy z powrotem do wioski. Mama czytała gdzieś na forach, że miało być kąpanie w jaskiniach, ale daliśmy ciała i na początku o to nie zapytaliśmy. Wracamy do miasteczka o 14 i zwiedzamy je sobie dochodząc do parku botanicznego. Być może na wiosnę lub w lecie wygląda wspaniale. Teraz niestety tego nie widać.
Po wczorajszej wycieczce do jaskini mamy niedosyt, więc wybieramy się jeszcze jaskini, którą odradzali nam znajomi ze względu na dużą liczbę osób. Jedziemy tam o godzinie 16 i okazuje się, że jesteśmy sami. W jaskini jest rzeka, którą płynie się łódką. Wrażenia niesamowite, choć rzeczywiście, jeśli trzeba by stać tam w kolejce gawiedzi, mocno straciłaby na uroku.
Robi się już wieczór, więc wracamy na wyżerkę. Niestety nie jest tak dobra jak u Navies. Wieczorem szwendamy się jeszcze w poszukiwaniu salsy, ale akurat jej nie grają, więc idziemy spać.
Wydaliśmy:
20 CUC – 4-godzinna wycieczka na koniach. Dokładniej liczone to jest 5 CUC za godzinę od osoby.
30 CUC - paczka 15 cygar robionych przez rolników. Ponieważ kupiliśmy 3 paczki to za drinka nam już nie policzyli.
1 CUC - cegiełka dla ogrodu botanicznego
10 CUP - mini pizza z serem
10 CUP - smażone platano
10 CUC - wejście do jaskini z rzeczką
5 CUC - śniadanie
25 CUC - nocleg
10 CUC - kolacja u gospodarzy, gdzie śpimy
1 CUC - puszka lokalnej fanty
1,5 CUC - woda w 1,5l butelce